Felieton i esej
- Przecież z tego się nie strzela!
- Cukierek
- Z wątrobą na wierzchu-czyli erotyk po nowemu
- "Pod mocnym aniołem"-krytyka krytyki
- Bryll z kosza wygrzebany
- Wysyp kiepskich poetów etnometodologicznie uza...
- Poezja fleszowa
- Sonet na nowo odkryty
Poezja
- Gdyby gwiazdy spadły
- Niech będzie przeklęta pamięć
- Katedra
- Mam marzenie
- *** (żurawie z krzykiem lato zabrały)
- Schizma
- Co jeszcze mogę?
- Nie ma innego boga
- Kwiaty i kamienie
- ***
Proza
Śpiączka
Ciemność jest we mnie i wokół mnie.
Nawet nie wiem, czy jestem człowiekiem, rośliną czy zwierzęciem.
Kiedyś byłam pracownikiem banku, ważnym pracownikiem.
Na moim biurku stała złota tabliczka z moim nazwiskiem.
Ale to było kiedyś. Nie wiem; może miesiąc, może już tydzień, może zaledwie rok?
Jestem od ukłucia igły w przedramię, do ukłucia, od wejścia nieznanych mi, hałaśliwych ludzi, do wejścia.
Pomiędzy – właściwie mnie nie ma!
Przewracają mnie z boku na bok, coś zmieniają na mnie, wokół mnie – wtedy przynajmniej czuję swoje ciało.
Nie wiem; drewno, mięso?
Kiedyś kochałam góry, wspinaczkę. Pamiętam!
Pamiętam stromą skałę i ambitne podejście i linkę wijącą się w powietrzu nad moją głową jak wąż.
I swobodny lot.
Ale to było dawno; może miesiąc temu, może już tydzień, może zaledwie rok?
Wcześniej; gdy jednostajny głos maszyn nad moją głową był jeszcze nowością – walczyłam z ciemnością!
W myślach otwierałam oczy, które kiedyś pamiętam, że miałam i poruszałam nogami.
Wtedy jeszcze często słyszałam obok siebie głos Jurka. Mojego Jurka!
I czułam jego dłoń gładzącą moje ramię.
Potem już tylko głosy kobiece i ręce unoszące mnie bez emocji, uczuć.
Bo trzeba!
Teraz już nie słyszę jego głosu – może tydzień, może rok...
Już nie walczę z ciemnością. Po co? Dla kogo?
Niech mnie otula. Na wieki, wieków...
...amen...